Świat u progu kryzysu. Czy to koniec globalizacji,
jaką znamy?
 

W świecie zachodnim rośnie zadłużenie państw, spadają indeksy giełdowe i następuje odwrót od globalizacji. Pierwszorzędnym kandydatem do roli wielkiego przegranego jest strefa euro

 

Na całym świecie poziom cen rośnie w tempie nienotowanym od dekad. Na skutek tarcz antykryzysowych spowodowanych krachem z 2008 r. i pandemią, poziom zadłużenia sektora publicznego w wysoko rozwiniętym świecie gwałtownie wzrósł, podobnie jak wartość obligacji rządowych i prywatnych, a nawet instrumentów finansowych o podwyższonym poziomem ryzyka, będących w posiadaniu wielu banków centralnych osiągnęła poziom, który przyprawia o zawrót głowy. Na te wszystkie niepokojące zjawiska czysto gospodarcze nakłada się poważny konflikt polityczny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami a duetem Chiny-Rosja. Rywalizacja ta nawet przybrała formę otwartego konfliktu zbrojnego w formie napaści Rosji na Ukrainę. Kreml otwarcie głosi możliwość użycia broni atomowej. Mówiąc bez ogródek, mamy do czynienia z sytuacją, z jaką świat do tej pory się nie zmierzył. Niestety wydarzenia z ostatnich miesięcy zdają się wskazywać, że czeka nas kolejny kryzys. 

 

Inflacja – ogólnoświatowy kłopot 

Świat, szczególnie ten najbardziej rozwinięty, zmaga się z plagą inflacji. W tym celu banki centralne w wielu państwach na potęgę podnoszą stopy procentowe. Jest to ryzykowne posunięcie, ponieważ najważniejszą przyczyną wzrostu cen są braki towarów, a nie nadmierny popyt. 

W wyniku pandemii gospodarka światowa doświadczyła wstrząsu od strony podaży. Powszechnie stosowanym sposobem walki z COVID-19 były kwarantanny, które w ogromnym stopniu zakłóciły produkcję i spowodowały niespotykane zaburzenia w łańcuchach dostaw. W Europie i USA obostrzenia zostały zniesione, ale nie w Chinach. W kwietniu i maju tego roku wprowadzono kompletny lockdown w wielu prowincjach i miastach, włącznie z największym centrum gospodarczym i komunikacyjnym – Szanghajem. Z tego powodu w II kwartale PKB w Chinach spadł o 2,6% w stosunku do poprzedniego, zaś w stosunku do tego samego okresu z 2021 r. wzrósł zaledwie o 0,4%. 

Na te wstrząsy, które następują nadal z mniejszą lub większą siłą nałożyła się napaść Rosji na Ukrainę i związane z nią sankcje gospodarcze. Sam atak przyniósł poważne zaburzenia w dostawach produktów rolnych i nawozów sztucznych. Ukraina należy do największych eksporterów pszenicy i oleju słonecznikowego i na skutek blokady portów ich wywóz gwałtownie zmalał. 

Z kolei sankcje nałożone na Rosję przez USA i UE oraz rosyjskie kroki odwetowe w postaci zakazu eksportu gazu ziemnego do niektórych krajów spowodowały ogromny wstrząs na rynku nośników energii. Ceny ropy naftowej i gazu ziemnego gwałtownie wzrosły, co odbiło się na poziomie cen wielu innych towarów, szczególnie energochłonnych. 

W związku z tym wielu obserwatorów spodziewa się wystąpienia stagflacji, czyli ślimaczego tempa wzrostu gospodarczego połączonego z inflacją. Przypominają oni czasy drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku, gdy wstrząsy od strony podaży – decyzje kartelu OPEC o gwałtownej podwyżce cen ropy naftowej, w sumie z około 4 dol. do 32 dol. za baryłkę – spowodowały ogromny wzrost cen i zaburzenia gospodarcze. 

Trzeba jednak podkreślić, że powyższa analogia nie jest w pełni odpowiednia do opisania dzisiejszej sytuacji – z tego powodu, że po pierwsze obecne podwyżki cen nośników energii są dużo mniejsze od tych sprzed niemal pół wieku, a po drugie – światowa gospodarka jest dużo mniej energochłonna i wpływ wzrostu cen tych surowców na ogólny poziom cen jest dziś mniejszy. 

Groźba pojawienia się długotrwałej presji inflacyjnej spędza jednak sen z powiek szefów banków centralnych, szczególnie w rozwiniętych krajach Zachodu. Amerykański Fed od stanowiska, że inflacja jest zjawiskiem przejściowym przeszedł do poglądu, że grozi zrodzenie się spirali inflacyjnej i szybko przeskoczył od luźnej do restrykcyjnej polityki pieniężnej. Po trzech latach utrzymywania stopy procentowej (federal funds rate) w przedziale 0,00-0,25%, w marcu tego roku Fed podniósł ją do poziomu 0,25-0,5%, a w kolejnych dwu podwyżkach do 1,5-1,75%. Oczekuje się, że lipcowe posiedzenie Rady Gubernatorów Fed przyniesie kolejną wielką podwyżkę stóp procentowych, o 0,75 punktu procentowego, a być może aż o cały punkt procentowy. 

 

Cały artykuł prof. Kazimierza Dadaka można przeczytać na łamach Nowej Konfederacji. 

Komentarze są wyłączone.